Szpinakożerca skończył już rok….potem minął kolejny miesiąc i kolejny. Zaraz stuknie nam 14 miesięcy i pomyślałam, że to dobry moment, by zdać Wam relacje z naszych działań na polu rozszerzania diety 😀 Czy to w ogóle jest jeszcze rozszerzanie diety? Hmm myślę, że tak, dopóki stały pokarm nie jest jego jedynym posiłkiem, to uważam, że nadal ją rozszerzamy. Poza tym na pewno znajdą się jeszcze smaki, których Mały Szpinakożerca jeszcze nie poznał 🙂
O naszych początkach w rozszerzaniu diety możesz poczytać tutaj. Jeżeli Ty również stoisz na progu tego ważnego etapu w życiu Twojego maluszka, może przydać Ci się moje Kompendium Wiedzy Rozszerzania Diety Niemowląt. Znajdziesz tam odpowiedzi na najważniejsze pytania, praktyczne porady i konkretne zasady, jak zrobić to dobrze i na spokojnie. Jeśli będziesz nadal mieć jakieś wątpliwości, pisz do mnie śmiało! Pamiętaj, że najważniejsze przy rozszerzaniu diety, to poczekać, aż dziecko będzie na to GOTOWE! I oczywiście zachować spokój 🙂
DLACZEGO O TYM PISZĘ?
Na początek chcę jednak powiedzieć Ci, dlaczego w ogóle piszę ten post. Nie po to, by pokazać Ci jak powinno jeść Twoje dziecko. Nie po to, by udowodnić, że nasz sposób żywienia jest idealny. Również nie dlatego, że uważam, że każdy powinien brać z nas przykład. Chcę o tym napisać, by pokazać Ci, że każde dziecko jest inne.
Mój Szpinakożerca je tak, bo ja zarządzam jego jedzeniem w ten sposób. Ustaliliśmy sobie w miarę stały rytm posiłków, który pewnie niedługo ulegnie zmianie w związku z wyprawami do żłobka. I to nam pasuje! Ale to nie oznacza, że przypasuje to także Wam. Więc po co ten post?
Po pierwsze chcę Wam pokazać, że w żywieniu dziecka najważniejszy jest spokój.
Po drugie, że nie ma takiej rzeczy, którą możesz zrobić, by mieć 100% pewności, że Twoje dziecko będzie jadło wszystko z apetytem i to jeszcze w ilości, którą sobie wymarzysz.
Jestem dietetykiem, interesuję się żywieniem dzieci, jak niczym innym, staram się zachować wszystkie zalecenia związane z żywieniem tak, by ukształtować u Małego Szpinakożercy zdrowe nawyki żywieniowe, a i tak wiem, że to nie jest gwarancją tego, że zawsze będzie on jadł “dobrze”, że z radością będzie jadł wszystko, co mu podam (już nie je!). Mimo tego wszystkiego nie jestem też zawsze całkowicie spokojna o to, że żywię go prawidłowo. I po to jest ten post, by pokazać Wam, że mimo iż mam wiedzę, staram się zachować spokój, to jestem taką jak Wy – martwiąca się, troszcząca się i to całkowicie bezsensownie, mamą 😀
Chcę Wam też pokazać, czego Szpinakożerca mnie już nauczył 🙂 Może i Wam przydadzą się Jego “lekcje”.
Czasem mam wrażenie, że Mały Szpinakożerca je bardzo niewiele z tego, co mu zaserwuję. Czasem wydaje mi się, że przez cały dzień tylko coś je… Staram się tym nie przejmować. Wiem, że je wystarczająco dużo. Więcej zmartwień przysparza mi skład posiłków (czasem zafiksuje się na mięsie, czasem na owocach, ale czasem przypasują mu najbardziej warzywa). Zobaczcie, jak to u nas aktualnie wygląda!
Być może jesteście ciekawi, JAK WYGLĄDA NASZ ROZKŁAD POSIŁKÓW?
Udało nam się wytworzyć dość stały plan, z czego też jestem zadowolona, bo ułatwia to planowanie posiłków mi i chyba też dobrze działa na Małego. Oczywiście, nie zawsze wszystko składa się co do godziny, czasem jemy na spacerze, czasem w samochodzie w podróży, a czasem omijamy kolację czy obiad. Jednak zazwyczaj wygląda to mniej więcej tak:
6-7 Pobudka (czasem mleko, ale ostatnio coraz rzadziej)
7-8 Śniadanie ( zazwyczaj owsianka lub jaglanka z owocami, w weekendy kanapki lub jajka)
9:30 Mleko do snu
11-12 II śniadanie ( owoce, jogurt, serek wiejski z pomidorkami, czasem kanapka, placuszki itp.)
12-14 Spacer, zabawa, zakupy itp.
14-15 Obiad (kasze, ryż, makaron, z mięsem, soczewicą, warzywami itp., pełen repertuar dań!)
ok. 15 Mleko do snu
16:30 -17 Podwieczorek (budyń jaglany, kisiel, mus owocowy, chrupki z melasą, mus z awokado i banana)
18:30-19 Kolacja (zazwyczaj danie obiadowe, bo tak naprawdę dla rodziców to obiad :))
19:30 -20 zasypiamy (oczywiście z mlekiem)
Jak widzicie Szpinakożerca je 5 stałych posiłków (czasem któryś wypadnie), rzadko dodatkowe przekąski (jak spacer się przedłuża..). Do tego nadal zajadamy się mleczkiem, choć w znacznie mniejszej ilości. Najwięcej pije zdecydowanie na noc i nad ranem (ok. 5). W ciągu dnia raczej odrobinkę 🙂
Według mnie jednak, nie to jest najważniejsze w żywieniu dziecka. Misją tego wpisu nie jest opisanie dokładnie tego, co i jak jemy. Dlatego teraz skupię się na ważniejszych kwestiach 🙂
CO JEST DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZE?
Staram się zwracać dużą uwagę na potrzeby Małego Szpinakożercy i jego uważność ciała. Pytam go czy jest głodny, najedzony czy chce mu się pić. Spotyka się to czasem ze zdziwionymi spojrzeniami otoczenia, bo skąd taki maluch może wiedzieć, czy jest głodny lub spragniony? Ale uwierzcie w swoje maluchy, one to naprawdę doskonale wiedzą. U nas to zaczyna świetnie działać! Od jakiegoś czasu Mały Szpinakożerca pięknie pokazuje, że chciałby coś zjeść. Szuka butelki, gdy jest spragniony, ciągnie mnie do kuchni, gdy jest pora posiłku 🙂 Co ciekawe pokazuje też, kiedy chce iść spać 😀
To dla mnie ogromnie ważne, bo to znaczy, że ma kontakt z sygnałami swojego organizmu – je gdy jest głodny i przestaje, gdy się naje. Naprawdę! Jeśli jest najedzony, to odmówi nawet sernika (ale żeby nie było 😛 Sernik dostał do spróbowania raz i tylko przez nieuwagę matki, którą nieposłuszny ojciec wykorzystał z perfidią! Ale dziecko mądrzejsze od wszystkich – powąchało, rozgniotło w rączce i oddało mamusi :D:D)
CO JEST TRUDNE
Czy wszystko jest pięknie i idealnie? Na pewno nie…. Są dni, gdy Szpinakożercy nic nie smakuje, a każdy posiłek kończy się podnoszeniem talerza z podłogi. Są takie, gdy mam wrażenie, że żadne warzywo nie jest mniam. Poza tym widzę, że zmieniają mu się smaki. Nie jestem pewna, na ile jest to chwilowe a na ile trwałe. Czy wynika po prostu z jego dziecięcej zmienności, czy z tego, że wie już jak smakuje szynka czy kotlecik od mamy. Być może w porównaniu do pysznej szyneczki od dziadka żaden pomidor ani awokado się nie umywają… Nie wiem. Wiem, że warzywa podaję i nadal będę mu podawać. Zastanawiam się natomiast powoli nad niewielkim dosalaniem mu potraw. Być może to zwiększy atrakcyjność niektórych dań 😀
Z moich “chciałabym” trzeba jeszcze wymienić jedzenie sztućcami. Nie wiem, kiedy Wasze maluchy zdobyły tą umiejętność, ale ja chciałabym już go szkolić 😀 Przynajmniej na łyżeczkę! Już w sumie raz nam się udało (tzn. po kilku próbach załapał – ja mu nakładałam, a on celował łyżeczką do buzi) i tak jadł przez jakiś tydzień. Po czym odkrył, że łyżeczką fajniej jest walić w talerzyk hehe
Czy żałuję, że rozpoczęliśmy przygodę z BLW?
Nie, raczej w żadnej chwili. W tym wieku i tak musiałby jeść już kawałki i na pewno dzięki wczesnemu treningowi radzi sobie świetnie nawet z najdziwniejszym jedzeniem. Ja nie mam też obaw, że się zakrztusi jakimś dużym kawałkiem – wiem, że da sobie radę.
Niestety ilość sprzątania nadal jest spora. Ale nie jest to już ten poziom, co jakieś 3 miesiące temu! :D:D Ilość jedzenia, którą trzeba wyrzucić też niestety nadal spora. Ale nie jestem pewna, czy stosując jakąkolwiek inną metodę byłoby tego mniej. Prawdopodobnie, gdybym go karmiła, zjadałby podobne ilości, więc jedzenie też by zostawało. Może w bardziej estetycznej formie, ale czy to ważne, co wyrzucam do śmieci?
No właśnie wyrzucanie. Przecież Szpinakożerca nie zjada wszystkiego (a dokładniej bardzo rzadko zjada wszystko…). Co wtedy robię?
A CO, GDY NIE ZJE?
Są takie momenty, że Szpinakożerca postanawia nie zjeść prawie nic z tego, co mu zaserwowałam. Przyznam, że nie zdarza się to bardzo często, bo staram się w każdym posiłku podać mu coś, co mam pewność, że zje (np. do kanapek, za którymi nie przepada, zazwyczaj dodaje kawałek sera cheddar i pomidora, wtedy nawet jeśli nie tknie chleba, coś zje). To bardzo dobra metoda dla wszystkich dzieciaków, które niechętnie patrzą na nowości. Wtedy spokojnie możecie wprowadzić zasadę PRÓBOWANIA i nie będziecie martwić się, że maluch będzie głodny.
Moją rezerwą nadal jest mleko. Wiem, że jeśli nie zdążę mu podać obiadu (bardzo rzadki przypadek) lub Mały Szpinakożerca nie zje zbyt dużo w czasie posiłku, to dopełni brzucha mlekiem. Wygodne! Ale wiem też, że powoli powinniśmy wycofywać się z tej opcji, bo w żłobku nie będzie już tak kolorowo.
A gdyby nie było mleka?
Uważam, że jeśli mimo tego, że podaliśmy dziecku do jedzenia coś, co lubi i powinno zjeść, maluch nie zje nic, to prawdopodobnie NIE JEST GŁODNY. A skoro nie jest, to ja go nie zmuszę do jedzenia 🙂 Więcej! Skoro nie jest głodny, to tego jedzenia nie potrzebuje.
Ot, sytuacja sprzed kilku dni. Musiałam zaangażować moją mamę w kryzysową opiekę nad Szpinakożercą, gdy poszłam na spotkanie z klientką w gabinecie. Zostawiłam im nieco przekąsek, bo czekała nas jeszcze długa podróż do domu i sporo stresu. Gdy wróciliśmy do mieszkania, podgrzałam obiad, ale Sz. nie zjadł prawie nic… Moja mama zaczęła się zastanawiać, czy na pewno nie będzie głodny, czy się najadł. A ja nie przejęłam się w ogóle! Pomyślałam – “ok, zjadł 2 daktyle i kilka chrupek ryżowych, wcześniej wypił koktajl ze szpinakiem i zjadł nieco borówek, może nie być głodny”. I tyle. Poszedł spać, wstał i z apetytem zjadł podwieczorek a potem kolację 🙂
Pamiętaj, w większości przypadków, gdy Twoje dziecko nie chce jeść, po prostu NIE JEST GŁODNE 🙂
Zauważyłam jeszcze kilka powodów, dla których Szpinakożerca je gorzej niż zwykle:
-> Jest zmęczony – nie ma siły skupić się na jedzeniu i raczej rzuca nim niż je
-> Jest zbyt nakręcony – za dobrze się bawił wcześniej, nie przygotował do posiłku, nie bylo odpowiedniego rytuału
-> Za dużo się dzieje – mimo wszystko w czasie posiłku powinien być spokój, zbyt dużo ludzi, śmiejący, zagadujący dziadkowe, radio grające w tle – to wszystko zmniejsza szanse na ładnie zjedzony posiłek
-> Za dużo rozpraszaczy na stole – gdy posiłek Szpinakożercy zbyt mocno odbiega wyglądem od naszego, mamy pewność, że zamiast jeść swoje, zacznie “jęczeć” po nasze porcje…dlatego staram się byśmy jedli możliwie to samo. Zdejmuję też niepotrzebne rzeczy ze stołu. Tak nam łatwiej 😀
-> Wychodzą zęby – nieodmiennie zęby powodują nawrót mlecznego apetytu. W końcu to mleczne zęby, więc jest to jakby zrozumiałe ;D:D
Przyjrzyj się również Twojemu maluchowi. Być może i na niego duży wpływ ma otoczenie, poziom zmęczenia czy wybawienia. A może te czynniki działają zupełnie inaczej? Warto się tego dowiedzieć, wtedy możemy stworzyć dla naszych dzieci najbardziej sprzyjające warunki do jedzenia 🙂 Łatwiej jest też wtedy być wyrozumiałym w sytuacji, gdy tych warunków nie ma…
CZY PROPONUJĘ COŚ INNEGO?
Bardzo wielu rodziców zastanawia się, czy gdy dziecko nie chce jeść tego, co mu podadzą, powinni zaproponować coś innego.
Ja przede wszystkim staram się nie doprowadzać do sytuacji, gdy Szpinakożerca nie ma co zjeść. Zawsze podaję jakąś bezpieczną podstawę, coś, co na pewno zje (pisałam o tym wyżej).
Co jednak, gdy zje te smakowite kąski, nie interesuje się pozostałym jedzeniem ale wyraźnie woła o dokładkę? Jest jeszcze głodny to jasne, ale wolałabym żeby zjadł marchewkę, ziemniaka czy co tam ma na talerzyku…Co robię w takiej sytuacji?
Przyznaję, że jeśli widzę, że Szpinakożercy coś smakuję i “prosi” (to raczej mało delikatne prośby 😀 ) o dokładkę, to zazwyczaj mu ją daję, ale w ograniczonej ilości! Nie warto dokładać ulubionego jedzenia w nieskończoność. Nie dlatego, że dziecko wtedy się wycwani i będzie nami manipulowało (uwierzcie lub nie, ale tak małe dzieci nie są zdolne do tak zawiłych logicznych zagadek, jak manipulacja). Ale po prostu dlatego, że możemy w ten sposób stracić szansę na to, że zje coś innego.
Pisałam o tym, że najlepszą przyprawą świata jest głód.
Jeśli Twoje dziecko siada do posiłku głodne (super! oczywiście nie wygłodzone :P), wszystko mu bardziej smakuje. Jeśli dostanie wtedy ulubioną szyneczkę – to ją zje ze smakiem i pewnie zawoła o więcej 🙂 Możesz mu dołożyć (ja czasem dokładam, zależy co, kiedy itd.), ale jeśli będziesz mu to dawać i dawać to maluch naje się ukochaną szyneczką i już nie będzie głodny. Mniejsza szansa na to, że zje resztę z talerza. A wtedy rodzicom się przypomina i wołają: “Ale zjedz jeszcze pomidorka”. A dziecko na to: “A guzik, już nie jestem głodny, może lekko ale nie na tyle, by zjeść pomidora” :D:D
Wypróbowałam to wielokrotnie. Jeśli Szpinakożerca jest głodny i nie podam mu miliona dokładek tego, na co ma największą ochotę, zje z apetytem resztę posiłku. Jeśli zacznę dokładać (albo zrobi to za mnie babcia czy tata) to nagle się okaże, że nawet jaglanka z bananem jest niczym puch marny wobec świeżych borówek.
Może naszła Cię refleksja:
Czy to naprawdę byłoby źle, gdyby na śniadanie dziecko zjadło same borówki?
Nie. Ale jeśli to się zdarza czasem. Ale jeśli zawsze będziemy podążać za takimi pragnieniami dziecka, odbierzemy mu szansę na polubienie i posmakowanie innych produktów, których nie zna albo średnio lubi. Poza tym pamiętaj, że to my, rodzice, decydujemy o tym, CO dziecko je. My musimy mądrze podejmować te decyzje. Gdyby o tym mogły decydować nasze maluchy pewnie okazałoby się, że jadłyby jedynie makaron z ketchupem i parówki.
Nie zrzucaj proszę takiej odpowiedzialności na swoje dziecko Ono zna zna doskonale potrzeby swojego ciała (dlatego decyduje o tym, ile zjeść), ale Ty wiesz jakich składników te małe ciałka potrzebują i musisz umożliwić mu zjedzenie tych składników.
CO MNIE MARTWI?
Oczywiście, że martwi mnie wiele rzeczy. Mimo, że widzę, że Szpinakożerca jest szczęśliwy, rośnie, uśmiecha się, bawi i z radością czeka na czas posiłków. Chętnie je to, co mu podam, choć nie wszystko i potrafi rozpoznać, kiedy jest głodny lub spragniony. Mimo, że je warzywa i owoce to powód do zmartwienia matka zawsze znajdzie!
Martwię się, że:
-> podaje mu za dużo owoców (choć staramy się jeść je 2 razy dziennie i choć przecież owoce są zdrowe!)
-> je za dużo mięsa (to trochę śmieszne, bo mięso na obiad jadamy 3-4 razy w tygodniu i jeszcze ze 2 miesiące temu martwiłam się, jak mu to mięso podać bo nie jadał go prawie w ogóle…)
-> przyzwyczai się do przekąsek (Szpinakożerca nigdy nie był miłośnikiem jazdy wózkiem, teraz i tak przeżywamy najbardziej “wózkowy” okres w jego życiu, ale czasami wspomagamy się właśnie przekąskami, martwię się, choć nie jest to regularne i wcale nie uważam, że przekąski są najgorszym co się w diecie dziecka może przytrafić)
Ale najbardziej boję się, że
mu się odmieni…
Bo niestety wiem, że dziecięcy apetyt nie jest niczym trwałym. I nie chodzi mi o to, że przestanie w ogóle jeść, bo przecież jest zdrowy, więc będzie jadł i z głodu nie padnie. Ale, że stanie się bardziej wybredny, niechętny do nowości. Choć wiem, że taka niechęć jest jednym z nieodłącznych elementów dzieciństwa to i tak się jej obawiam. A może właśnie dlatego, że wiem? Wypatruję jej przy każdym posiłku? Sama już nie wiem.
Ale wiecie, co? Walczę z tym! Uważam, że naprawdę za bardzo martwimy się jedzeniem i to rodzi nerwy, stres i napięcie. A maluchy to wyczuwają! I właśnie z tego powodu przestają jeść. W jedzeniu powinno być więcej luzu (jasne zasady są ważne, ale to nie ma być regulamin, raczej dobry zwyczaj). Wszystkie skrajności w kwestii jedzenia mogą nam zaszkodzić.
Mam nadzieję, że również dzięki temu wpisowi nieco tego spokoju zaznacie. Żywienie dzieci powinno być jak najbardziej naturalne. Oczywiście warto zbierać wiedzę, świadomie kształtować nawyki malucha, dbać o jakość składników, ale to nie powinno spędzać nam snu z powiek.
7 komentarzy
Kakaludek ma dopiero 9mc, ale też odczuwam to, że cały dzień kręci się wokół jedzenia. Na zmianę pierś – coś stałego. Pierś – sen – „normalne jedzenie” wszystko w systemie 2-3 godzinnym. Wymaga to sporo wysiłku ode mnie żeby zrobić coś w ciągu dnia innego niż zajmowanie się Kakaludkiem i zabawą z nim np. Sprzątanie domu jest dla mnie często niemożliwe
Miewam takie kryzysy co jakiś czas, że kompletnie nie wiem co mu wymyślić do jedzenia…dzisiaj 4 razy wymyślałam obiad! 😀 A potem zapominałam, co wymyśliłam.. 😛
Oj, jak widzę ile po dziecięcym jedzeniu jest sprzątania, to się cieszę, że to już za mną 😉
Podobnie, jak ty Zuziu, uważam, ze nie można wmuszać na siłę jedzenia, bo naszym zdaniem przyszła pora posiłku. Jeżeli wcześniej były przekąski, to dziecko przecież może nie być głodne. Takie wmuszanie dziecku jedzenia na każdym kroku, powoduje, że nasza pociecha nie je tyle, ile potrzebuje organizm, tylko tyle, ile rodzic uważa za stosowne. Później dzieci przynoszą do szkoły stosy kanapek i jedzą na każdej przerwie. A ile razy można jeść drugie śniadanie?
Zawsze mówię, że najpierw rodzice przez 6-7 lat martwią się, że dziecko nic nie je a potem nagle zamartwiają się (i dziwią!), dlaczego je tak dużo… A to tylko konsekwencja ich własnych zachowań
Ostatnie zdjęcie umorusanego bobasa<3 Temat myślę,że zawsze będzie na czasie. Mniej stresu- więcej zabawy i przyjemności z jedzenia z maluchem. I z tego,że w ogóle je, bo niestety życie mam niejadków jest jeszcze gorsze.
Niestety BLW nie jest gwarancją, że dziecko będzie jadło wszystko ładnie i pięknie :/ Ale na pewno daje dziecku szansę po prostu polubić jedzenie! A to już świetna podstawa 🙂