Żeby jeść warzywa trzeba je lubić! Wydaje mi się, że o jest główne zadanie rodziców – zaszczepić w dzieciach upodobanie do dobrego jedzenia. Jedzenie dla zdrowia to żadna motywacja w porównaniu do jedzenia dla przyjemności! Dlatego lepiej zbyt często nie przypominać dzieciakom, że warzywa są zdrowe. Nikt przecież nie musi namawiać Ciebie ani dziecka do zjedzenia pysznego ciacha… Największy problem to sprawić, by dzieci również warzywa postrzegały w podobny sposób – jako cudowne, smaczne, ciekawe i pożądane produkty 🙂
Nie da się? No może brukselka (tak tylko przypomnę, że to jedno z 2 warzyw, których nie cierpię :D) nie od razu zastąpi w rankingu miłości tort czekoladowy, ale może pieczona marchewka lub zupa z groszku zrówna się np. z ciastkiem owsianym?
Możesz robić wiele, ukończyć szkołę reklamy i kręcić najlepsze spoty reklamujące warzywa ever. Możesz przyrządzać najpyszniejszą sałatkę z kukurydzą na świecie i codziennie zabierać dziecko na targ warzywny. Możecie hodować wszystkie warzywa we własnym ogródku i nadawać im śmieszne nazwy.
Ale nic nie zastąpi jednego – tego, JAKI PRZYKŁAD dajesz swoim dzieciom.
Dlatego warto zadać sobie to fundamentalne pytanie:
czy ja kocham/lubię warzywa?
Jeżeli nie, to jak chcę tą miłość zaszczepić w swoim dziecku? Warto zacząć od początku, czyli od nas samych. Zanim zaczniemy wymagać od dziecka, by zajadało się brokułami i karczochami, spróbujmy zmobilizować siebie do polubienia warzyw. Dlaczego? Bo warto 🙂
Historia mojej miłości
Kiedyś jeden z moich klientów słuchając moich propozycji posiłków powiedział:
„Pani to chyba musi naprawdę kochać te warzywa”.
Cóż, to prawda! Myślę, że wiele z tej miłości zawdzięczam właśnie rodzicom. Nie sądzę by świadomie planowali wprowadzanie warzyw do mojej diety.
Karmili mnie różnorodnie, zachęcali do próbowania, nie zmuszali do kończenia posiłku. Posiłek zawsze zawierał warzywa lub owoce w różnej postaci. Nie dopasowywali posiłków pod nasze gusta, ale też starali się gotować zgodnie z naszymi upodobaniami. Czasem coś bardziej pasowało mi, czasem braciom. Gdy mi nie smakowało - trudno, nie musiałam jeść, ale nie dostawałam w zamian nic innego. Moje żywienie w dzieciństwie nie było absolutnie idealne. Było w nim wiele emocji, jedzenie emocjonalnego i to miało ogromny wpływ na moje wybory i późniejszy wygląd. Ale na pewno moje posiłki były różnorodne, zachęcały do poznawania nowych smaków (ogromna rola mojej ukochanej babci, której majstersztyk i miłość do gotowania podziwiam do dziś! i otwartość na nowe smaki. Która babcia gotowała na początku lat 90-tych dania chińskie albo łączyła smaki w tak niecodzienny sposób jak zupa jabłkowa z budyniem czekoladowym, czy pierogi z mięsem i sałatką owocową!).
Możliwe, że właśnie dzięki takiemu wychowaniu dziś chętnie próbuję nowości, oceniam czy coś mi smakuje czy nie i uwielbiam warzywa i owoce! Kocham ich chrupkość, słodycz, delikatność a przede wszystkim różnorodność. Oczywiście moja miłość do warzyw i owoców rozkwitła dopiero na studiach żywieniowych. To tam poznałam ich wartość i moc prozdrowotną. Ale myślę, że bez żyznej gleby nic by nie wyrosło, a tą żyzną glebą było właśnie wychowanie!
Dobry nawóz to podstawa!
Jeśli nie miałeś tyle szczęścia, co ja - nie martw się! Przecież glebę można użyźnić 😀 Wystarczy trochę chęci, metod i wytrwałość.
Warto cofnąć się do sposobów, które wykorzystujemy do zachęcania naszych dzieci do jedzenia warzyw.
– Jeżeli coś ci nie zasmakowało raz, spróbuj ponownie, i znowu, i znowu.
– Zmień przyprawy, formę podania, kup nową książkę kucharską
– Pójdź do dobrej restauracji i zjedz dane warzywo przygotowane w profesjonalny sposób.
– Łącz nowości z produktami, które lubisz
– Podaj ukochany makaron ze śmietanowym sosem z dodatkiem znienawidzonego szpinaku.
– A przede wszystkim daj sobie czas i spróbuj zmienić nastawienie.
Przestań myśleć o sobie jako o niejadku i wybrednym smakoszu. Czasami pierwszym krokiem do zmiany zachowania jest zmiana sposobu myślenia o nim.
Powtarzaj sobie że jesteś w stanie polubić i poznać nowe smaki, po prostu uwierz w swoje możliwości 🙂
Twój przykład ma ogromną moc. Starszym dzieciom zaimponujesz tym, jak potrafisz się zmienić. Pokażesz, że się da! A w młodszych od początku zaszczepisz bardzo cenny nawyk – próbowania nowych rzeczy i otwartości na inne smaki.
Na koniec ważna uwaga – nie musisz lubić wszystkich warzyw i owoców. Nie o to chodzi, by się zamęczyć! To również ważna lekcja tolerancji dla Twojego szkraba, gdy mówisz, że „tego nie jesz, bo nie lubisz”.
A potem idź przygotować jakieś pyszne danie! Dla Ciebie i całej rodziny 😀 A jeśli obchodzicie dziś dzień lenia, to wybierzcie się do pysznej restauracji 🙂 Tylko nie zapomnij zamówić warzyw!
7 komentarzy
U mnie w dzieciństwie świetnie sprawdzała się metoda – łyżeczka za mamę, za tatę, siostrę ect. Ja zawsze zaczynałam o „łyżeczki za siebie” 😉 Dziś po latach przeczytałam, że to był objaw zdrowego egoizmu 🙂
Heh zdrowy egoizm absolutnie pochwalam, sama go uczę 🙂 Ale niestety metody Twoich rodziców już nie 😛 Dla mnie to tylko chwilowe rozwiązanie, które utrudnia dzieciom kontakt z ich sygnałami głodu i sytości.
Dokładnie tak! Dziecko nie będzie jadło brukselki, jeśli Rodzice jej nie mają na talerzu 🙂
Wiem, że to tylko przykład 😀 Ale mój akurat brukselkę zajada, choć ja jej nienawidzę 😀
Ale oczywiście musimy na to spojrzeć w szerszym kontekście. Jemy wspólnie kilkaset posiłków w roku…to naprawdę ma znaczenie, jakich wyborów dokonujemy na co dzień 🙂
Cały czas to powtarzam mężowi, który z wielką pasją objada się przy naszej córce… słodyczami! Ona patrzy na nas i z nas bierze przykład. Skoro my nie jemy warzyw, to jak mogę oczekiwać, że moje dziecko będzie je jadło? Przykład idzie z góry! 🙂
Niestety często zapominamy, że dzieci obserwują nas uważnie i to zazwyczaj wtedy, gdy myślimy, że nic nie widzą 😛 Ja też ścigam mojego M. by nie popijał tak ochoczo Coli przy Szpinakożercy…narazie osiągnęłam tyle, że pije ją z kubka a nie szklanki hehe 😀
To już duży sukces, chociaż dzieci i tak szybko orientują się w naszych przekrętach 😀 U nas najlepsze było zdziwienie mojego męża, kiedy Zosia zaczęła mlaskać na widok (zobaczonego pierwszy raz w życiu) pączka. Powiedział wtedy: „Skąd ona wie, że to się je?!”. Dzieci są bardziej domyślne niż nam się wydaje 😉