Wielokrotnie pisałam na blogu o tym, że najgorsze, co możemy robić w żywieniu dziecka, to naciskać, by jadło inaczej niż je. Presja w obszarze jedzenia i posiłków sprawia, że dzieci automatycznie zaczynają jeść gorzej. Jest to szczególnie widoczne w okresie neofobii żywieniowej, przypadającej na okres „wielkiego nie” u dzieci, które testują granice innych ludzi jednocześnie budując własne. Często nawet próba zachęcenia dziecka do spróbowania może skończyć się fiaskiem, buntem i jeszcze większą niechęcią. Co więcej – konsekwencje presji widać nawet w dorosłości i potwierdzi to każdy, kto w dzieciństwie był zmuszany do jedzenia szpinaku.
Często może nam się wydawać, że przecież nie zmuszamy, nie zachęcamy, nie naciskamy… ale presja może być wyrażona nawet w niewerbalny sposób! Poprzez naszą minę, emocje, które się w nas gotują, westchnienie czy po prostu spojrzenie. Jeśli nie jesteś pewna czy udaje Ci się unikać presji, poznaj 11 zdań, których lepiej nie mówić do dziecka w czasie jedzenia.
Naszym rodzicielskim zadaniem nie jest zatem naciskać, ale tworzyć środowisko, w którym dziecko samo rozwinie swoje żywieniowe skrzydła i będzie jadło czy próbowało z własnej, wewnętrznej potrzeby.
Presja niejedno ma imię!
Dziś jednak chciałabym spojrzeć na presję z zupełnie innej strony. Ze strony, która myślę jest Ci jeszcze bardziej bliska, niż uczucia Twojego dziecka. Chcę na nią spojrzeć z Twojej strony! Ze strony rodzica.
Tak, rodzice odczuwają ogromną presję na to, by ich dzieci jadły w określony sposób!
W ogóle, by dzieci robiły różne rzeczy w określony sposób. I często brakuje im siły i pewności siebie, by tej presji się przeciwstawić. Bo ja wiem, że nie muszę się przejmować komentarzem babci nad niemal pełnym talerzem Szpinakożercy: „Ojej, tak mało zjadłeś? Zjedz jeszcze kawałek kotlecika”. Ale to jest moja praca, mam zaplecze wiedzy i doświadczenia, by móc mieć pewność: „To nic złego, że Szpinakożeca je tak, jak chce”.
Jednak wróćmy do Ciebie. Jak Ty się czujesz w takiej sytuacji?
To bardzo ważne (dla Ciebie, dla Twojego dziecka, dla Waszej relacji między sobą i Waszej relacji z jedzeniem), by zidentyfikować te uczucia!
Jak się czujesz, gdy:
- Inne dzieci zjadają z apetytem warzywa i owoce, a Twoje dziecko sięga wyłącznie po suchą bułkę?
- Twoje dziecko wypluwa kolejne już danie w tym tygodniu albo nie chce nawet spróbować?
- Nie potrafisz zmusić dziecka, by usiedziało chociaż 5 minut przy posiłku?
- Babcia, dziadek, koleżanka komentują, że Twoje dziecko powinno jeść tyle albo coś innego?
- Czytasz na forum, jak złą matką jest kobieta, która dała dziecku (o zgrozo!) słodzony jogurt?
- Lekarz sugeruje, że dziecko chyba jednak powinno ważyć trochę mniej/trochę więcej?
- Koleżanki przechwalają się, jakie to nowe wegańskie, ekologiczne, lokalne i sezonowe dania przygotowały na obiad, a Ty masz czas tylko na ugotowanie zupy z mrożonki?
- Nie wiesz już zupełnie, czy mleko, drób, jajka, warzywa mrożone, z puszki, gotowane, surowe, z mikrofali, syrop klonowy, miód, czy grzyby są w końcu zdrowe, czy niezdrowe dla Twojego dziecka? I czy czasem podając na obiad kukurydzę z puszki nie zasługujesz na tytuł „najgorszej matki roku”?
Czy zdarzają Ci się takie sytuacje? Jak się wtedy czujesz? Jakie emocje odczuwasz i dlaczego się u Ciebie pojawiają?
3 zachowania, 3 presje
Inspiracją do tego postu była moja ostatnia rozmowa z Magdą Komstą. W pewnym momencie doszłyśmy do wniosku, że są takie trzy podstawowe zachowania dziecka, na które nie mamy wpływu, ale ogromnie chcemy go mieć. A nawet jeśli nie my, to całe otoczenie sugeruje, że te 3 rzeczy powinny wyglądać inaczej niż wyglądają.
Te 3 podstawowe zachowania to spanie, jedzenie i załatwianie się
I jeśli czujesz presję, by coś zmieniło się w tych obszarach, albo po prostu obawiasz się, że coś w tym zakresie nie działa tak, jak powinno, albo chciałabyś, by one były po prostu inne, bo to wywołuje u Ciebie zmęczenie i frustrację, to najprawdopodobniej te emocje przekładają się na funkcjonowanie również w innych obszarach Twojego życia.
Niestety społeczeństwo (mówiąc bardzo ogólnie) wywiera presję na to, by dziecko zachowywało się w odpowiedni sposób, włączając w to również obszary tak fizjologiczne i naturalne, jak jedzenie, robienie kupy i siku.
Presja zaczyna się już od narodzin:
- Czy karmisz piersią?
- Czy Twoje dziecko przesypia noce?
- Jak często karmisz piersią?
- A może już za długo karmisz piersią?
- Może za długo karmisz butelką?
- Czy Twoje dziecko pożegnało się już z pieluchami?
- Taki duży i w pieluchy robi?
- Rozszerzałaś dietę BLW? Źle! Zabijesz dziecko
- Rozszerzasz dietę papkami? Źle! Nie uczysz dziecko prawdziwego jedzenia
- Karmisz łyżeczką?
- Wybierasz produkty ekologiczne?
- Jecie mięso?!
- Nie podawaj mu mleka krowiego!
- Słoiczki to zło
- Domowe warzywa są zatrute…
Oczywiście, całkowicie naturalna jest potrzeba każdej matki, by wykarmić swoje niemowlę, a potem dziecko. To intuicja, instynkt, ewolucja za nas przemawia. Jednak zaraz za tym prostym instynktem pojawia się wewnętrzna i zewnętrzna presja, by zrobić to „dobrze”. Zaraz po tym, jak ogromnym wysiłkiem urodziłaś swoje dziecko, pojawia się kolejna trudność: karmienie.
Ta presja na matkę (często same sobie tę presję nakładamy!), by karmić dobrze, odpowiednio, właściwie jest przytłaczająca. A co najgorsze, ta presja totalnie przysłania nam potrzeby i możliwości naszego dziecka.
Co więcej, często doświadczenia niepowodzenia w karmieniu piersią przekładają się na późniejsze doświadczenia żywieniowe dziecka. Badania pokazują, że matki, które doświadczyły takich trudności, musiały zrezygnować z karmienia piersią, odczuwają ogromny lęk dotyczący żywienia dziecka również w kolejnych etapach karmienia, chociażby w okresie rozszerzania diety.
Żywienie to nie wyścig!
Pisałam ostatnio na FB o cytacie, który mocno na mnie zadziałał. On również był inspiracją do stworzenia tego postu!
Tak często poddajemy się tej presji, by nasze dziecko robiło coś lepiej, szybciej. Często ta presja podszyta jest lękiem, frustracją, poczuciem zagubienia. Warto to sobie rozpracować! Odpowiedzieć na pytanie:
Dlaczego tak bardzo chcę, by mojego dziecko już teraz jadło inaczej?
Podpowiem, że odpowiedź typu: „Warzywa są zdrowe, musi je jeść” to za mało :). Kop dalej!
Wpadamy w tory tego wyścigu i gnamy. Ekologiczne, zdrowo, wegańsko, z własnego ogródka, BLW, dużo, ciekawie, codziennie inaczej. Bo co, jeśli okaże się, że czegoś nie dopilnowałam, za mało się starałam? Ano właśnie, co wtedy?
Z jednej strony, to dobrze, że chcemy lepiej się żywić. Sama na przestrzeni lat widzę, że mój sposób żywienia mocno ewoluował. Fajnie, jeśli w naszej diecie pojawiają się nowe produkty, dania, smaki. Ale to nie powinno być najważniejsze. A już na pewno nie powinno być najważniejsze to czy nasze dziecko zdecyduje się coś zjeść. Pamiętajcie proszę, że jedzenie, to umiejętność, rozwój. Nie pojawia się w tydzień i nie zmienia się w miesiąc. Potrzebuje czasu. A jeśli bierzesz udział w wyścigu… tego czasu Ci brakuje. I zapewne również tchu…
Myślę, że gubimy w tym pędzie priorytety. Zapominamy o tym, co w wychowaniu (a może raczej byciu razem z dzieckiem), w żywieniu dziecka jest najważniejsze. A najważniejsze jest to, co zanotowałam sobie ostatnio na szkoleniu dotyczącym karmienia małego dziecka w aspekcie logopedycznym:
RELACJA, UWAŻNOŚĆ, BLISKOŚĆ
I oczywiście, nawet najlepsza relacja nie sprawi, że dziecko z wybiórczością pokarmową samo z siebie zacznie jeść brokuły, ani nie pomoże dziecku z nadwrażliwością sensoryczną przestać krztusić się stałymi pokarmami. Interwencja i pomoc specjalistów czasem jest potrzebna! To jasne. Ale dzięki dobrej relacji, bliskości, uważności jesteśmy w stanie wesprzeć nasze dziecko, by jadło wystarczająco dobrze. I uwierzyć, że my karmimy nasze dziecko wystarczająco dobrze.
Pobierz darmową grę Detektyw Smaków i oswajaj swoje dziecko z nowymi smakami poprzez zabawę!
1 komentarz
Ja generalnie jestem wyluzowana, jeśli chodzi o ilości, a ostatnio nawet jakość tego, co mój dwulatek je. Prawie do dwóch lat jadł chętnie i jak dla mnie całkiem sporo. Nadszedł czas kiedy je mniej. Nie ma problemu. Ale problem pojawił się przedwczoraj. Od rana syn jadł mało. Myślałam: ok, dziś ma mniejszy apetyt. Nie chciał zupy. Ok, pewnie zje drugie danie. I nie tknął. Nawet swojej ulubionej marchewki z groszkiem i ziemniaków. Tylko płakał. I płakał tak przeszło godzinę, a ja próbowałam się dowiedzieć, o co chodzi. On chciał się przytulać i płakać. No ale jakiś powód musiał być. I stawialam na senność albo głód. W końcu po wielu innych propozycjach zjadł chętnie wafle ryżowe i powiedział że teraz już lepiej i może zjeść obiad. I ja się do teraz zastanawiam, co się stało. Pierwszy raz uznał że nie jest głodny podczas gdy naprawdę bardzo chciało mu się jeść.